wtorek, 15 listopada 2011

Marczuk "walczy o dziecko" na okładce... (SZCZYT ŻENADY?)


Cofamy wszystko. Ilona Felicjańska jest jednak spoko :) W walce o odzyskanie twarzy skompromitowanej podejrzaną znajomością z obecnym posłem PiS-u Weronika Marczuk postanowiła przebić wszystkich. Wykorzystała w tym celu wszystko, co miała pod ręką. Czyli, poza znajomymi w telewizji, zawsze chętną do publikacji takich materiałów Galę i małe dzieci. Trudno się dziwić, w końcu, jak sama przyznaje, nie ma już niczego do stracenia.

Weronika używa wypracowanych i sprawdzonych przez marketing środków. I każdego w przesycie. Przedstawia się więc jako ofiara (porównuje nawet swój ciężki los do cierpienia kobiety, która straciła dziecko), opowiada o ciężkim dzieciństwie, walczy publicznie o dziecko i, oczywiście, pozuje w obszernej sesji zdjęciowej z kolorowo ubranymi dziećmi. Była żona Pazury pozuje z nimi na każdym (!) zdjęciu w wywiadzie. Nie na samej okładce, nie na dwóch czy trzech. Na każdym. Jest to tak oklepany chwyt i użyty w takim natężeniu, że aż zaskakuje. Ale takie podejście wbrew pozorom może wypalić. Być może w show biznesie po prostu nie wolno mieć żadnych hamulców.

Weronika zaczyna od tego, że cieszy się, że dostała "carte blanche" od TVN-u i może znowu walczyć o sympatię telewidzów. A w każdym razie tych, którzy mają krótszą pamięć:

- To niesamowite! Drugi raz mam carte blanche i mogę zapisać ją od nowa. (...) Ja już się niczego nie boję. Ja już nie mam nic do stracenia, bo byłam na kompletnym dnie - wyznaje Weronika i... porównuje aferę ze swoim udziałem do straty dziecka:

- Pamiętam, jak mojej kuzynce zmarło dziecko. Nikt nie potrafił jej pocieszyć, każdy bał się w ogóle z nią rozmawiać, ale ja któregoś dnia zapytałam: "Natasza, jak ty teraz będziesz żyła?!". A ona mi odpowiedziała: "Teraz dopiero będę żyła. Przeszłam piekło, już niczego się nie boję, nic gorszego mnie nie spotka". Tak samo ja. Ja już przeszłam przez swoje piekło. Cóż może być gorszego niż to, co mnie spotkało?

- Dopiero teraz jestem w stanie zbudować fantastyczny związek. Myślę, że dziś mężczyzna mógłby być ze mną najszczęśliwszy, bo nie miałby typowych babskich kłopotów - reklamuje. Żadnych sprawdzianów, jak bardzo kocha, żadnych kontrolingów, zazdrości, podejrzeń, zakazów, żadnego mówienia, że jest do dupy przy kolegach i koleżankach, odstawiania fochów w domu i w miejscach publicznych.

- Myślę, że mam jeszcze pięć lat na to, żeby urodzić własne dziecko. Bardzo tego pragnę. Nie mam absolutnie wątpliwości, że jak spotkam partnera, z którym będę chciała założyć rodzinę, od razu postaram się o własne dziecko. Mam wewnętrzne przekonanie, że będę je miała. Po prostu będę je miała. (...) U mnie za dużo spraw rozgrywa się w głowie, w psychice, zawsze miałam mnóstwo blokad, lęków, strachu, stresu, niewiary w siebie.

- Ale dlaczego?

- Przede wszystkim ciężkie dzieciństwo. Nie znam nikogo, kto był tak tresowany w dzieciństwie jak ja: trzy szkoły, same piątki, kindersztuba, nie mogłam źle się odezwać, nic złego zrobić, żadnych potknięć, bo rodzice by mnie chyba zatłukli. Myślę, że jak człowiek na początku coś takiego przezyje, to później bardzo się boi urodzić dziecko.

Nie martwcie się za bardzo. Ciąg dalszy z pewnością nastąpi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz